20 grudnia 2011

Warsaw Outdoors.


Wyprawa Nie Z Tej Ziemi.
Nie żebym przesadzała, bo przecież stolica nie leży gdzieś na końcu świata. Mimo wszystko, dystans ponad czterystu kilometrów robi swoje.

Dziewięciogodzinna podróż Polonusem na tyłach, w tzw. strefie VIP :) Kierowca Andrzej nie oszczędzał na ogrzewaniu. Zleciało w miarę znośnie, choć moje kości do tej pory odczuwają efekty spania w nietypowych pozycjach.
Nie było Twoich ulubionych kabanosów i mojej wymarzonej bułki z polędwiczką i zielonym ogórkiem, ale mega paka chipsów skonsumowana o drugiej w nocy wynagrodziła mi prowiantowe braki.

Wywózka na Zachód, szybka teleportacja na Śródmieście, gdyby nie Twoja obecność nie wiem jakbym się tam odnalazła. Poszukiwania sławetnej Rotundy zapewne skończyłby się fiaskiem. Dobrze jest mieć swojego prywatnego przewodnika, który oprócz świetnej orientacji w terenie, jest dla mnie oparciem w każdej sytuacji. Stolica inspirująca jak zawsze.
Co przykuło moją uwagę, przede wszystkim nowy trend modowy, o dziwo występujący u panów.
Spodnie wciągnięte w skarpety :) nonszalancja czy zwyczajny kicz.

Ciężko jednoznacznie nazwać to zjawisko, bądź co bądź przykuwało wzrok.
Wybraliśmy sobie słaby czas na zwiedzanie Złotych, chyba dosłowne wszyscy zachorowali na przedświąteczną gorączkę.
Wejście do jakiejkolwiek ''sieciówki'' graniczyło z cudem. Rażą mnie te ubrania w nieładzie, obuwie porozrzucane po całej sklepowej powierzchni, ogólnie panujący chaos.
Mieliśmy ogromne szczęście co do pogody, siedząc na ławce gdzieś na Powiślu, oddychaliśmy marcem.
Nasze oczy zwrócone w kierunku alternatywnych witryn. Nasze rozmowy o przyszłości bliższej i tej dalszej.
Air max'y przechadzające się po warszawskim centrum. Lubię specyfikę tego miejsca, bo czuć w nim europejski standard. Zadaję sobie jednak pytanie, czy można w nim żyć tak po prostu żyć? tworzyć relacje między ludzkie? Patrząc na pęd w jakim funkcjonuje ''Warszawka'' łapię całe mnóstwo wątpliwości.
Kto wie, może kiedyś i My zamieszkamy w jednym z apartamentowców. Planów jest całe mnóstwo.
Pewnie zastanawiacie się co było przyczyną mojego wyjazdu. Odpowiadam dopiero teraz, ponieważ tak jak wspominałam w jednym z moich wpisów- wierzę w przesądy ;p
Nie chciałam zapeszyć.
Dostałam zaproszenie na casting. Od marca 2012 roku rusza nowa stacja telewizyjna, nastawiona głównie na młodych odbiorców. Pani A. koordynatorka tego projektu, podobnie jak w przypadku Hot or Not, wygrzebała mnie gdzieś ze swojej pamięci i po prostu zadzwoniła.
Byłam mile zaskoczona, nie spodziewałam się, że ''dziewczyna z prowincji'' może aż tak zapaść w pamięć. Nie zastanawiając się przyjęłam propozycje, to oczywiste. Nie wykorzystanie sytuacji, które życie podstawia Ci pod nos, to grzech z serii tych ciężkich.
Nie było łatwo, targały mną skrajne emocje aż do momentu przekroczenia drzwi studia Deltaone.
Najważniejsze, że On był ze mną.
Casting zupełnie inny niż ten na, którym byłam niecały rok temu. Znacznie poważniej, aczkolwiek znowu doszukałam się nieprofesjonalizmu ze strony organizatorów.
Brak kompletnej wiadomości e-mail znacząco wpłynął na moje ''wystąpienie''
Staż prezenterski kusi, ale sama nie wiem czy sprawdziłabym się w programie tego typu. Tematyka jest mi nieco obca.
Nie ma co spekulować, co ma być to będzie. Na nic się nie nastawiam, wciąż jestem zdystansowana do tego wszystkiego. Cieszę się, że mam możliwość realizowania się w tym co lubię.
Przyszedł czas na wyznania. Korzystając z okazji chciałabym w pierwszej kolejności podziękować mojej rodzinie za to, że dają mi to ogromne wsparcie. Obdarzyli mnie zaufaniem, na które mimo wszystko musiałam zapracować. Dzięki temu mogę jechać w Polskę w celu realizowania swoich marzeń.
Kiedy czegoś bardzo chcemy możemy to osiągnąć, choć nie zawsze jest to łatwe.
Po castingowych zmaganiach, Warszawa raczyła nas świątecznym klimatem, dobrą kawą, gwarem ulic, swoim ogromem, różnorodnością, zapachem jedzenia, który tak drażnił nasze nosy.
Spontaniczność zawładnęła moim życiem, Twoim chyba też :)

Bless.
Dożywotnie wspomnienie...

Studio Castingowe DELTAONE.



***


5 komentarzy:

  1. uwielbiam warszawe! jest tak jak piszesz, to tak jakby troche inny swiat.
    i tak z innej beczki: zapraszam na mojego nowo zalozonego bloga i sledzenia go ;) http://elixca.blogspot.com/
    pozdraaaaaaaaaaawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. jak to jest.. jak jedziesz gdzieś na wyprawę, jak ostatnio do warszawy, to robisz w okół siebie całą tą zewnętrzną otoczkę? na zdjęciach jesteś zawsze hmm.. idealna ?! włosy, makijaż, strój. a w podróży? czy po całonocnej jeździe w busie/pociągu (rano) nadal wyglądasz tak "jak z obrazka"
    a może odpuszczasz to sobie, stawiasz na wygodę, wskakujesz w dresik i no make up, żeby rano nie zastanawiać się czy nie masz na twarzy efektu pandy ? :)
    lub gdy u kogoś nocujesz, np u chłopaka, to stresują Cię takie pierdoły typu "O Boże, nie mogę pójść spać w makijażu bo rano obudzę się rozmazana, nie mogę też go teraz zmyć bo ON nie może mnie widzieć nie umalowanej" itp. ?
    to takie (w.g mnie) płytkie i w stylu lalek barbie, więc właśnie ciekawi mnie jaki stosunek ma do tego taka inteligentna i fajna dziewczyna jak Ty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zadałaś bardzo nietuzinkowe pytanie,a takie lubię najbardziej :) W sytuacjach przez Ciebie wymienionych nie skupiam się jakoś bardzo na wyglądzie. Wiadomo, że makijaż też trzeba kiedyś zmyć. Nie uważam też żebym bez niego wyglądała jakoś strasznie źle. Aczkolwiek fakt faktem makijaż sprawia, że czuję się bardziej komfortowo i estetycznie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo Pięknie wyglądała po podróży ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. W Norwegii, gdzie obecnie mieszkam, u Panów powszechne jest noszenie spodni wsadzonych w skarpetki, może polska płeć przeciwna czerpie inspirację ze Skandynawii :) Wesołych świąt.

    OdpowiedzUsuń