17 grudnia 2020

Wspomnień czar.

Ciekawe ile razy już ,,odkurzałam” tutaj moją klawiaturę... 

Zebrało mi się dzisiaj na wspomnienia, ostatnio często do nich wracam. Żyje nimi. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale to mi pomaga. Uśmiecham się do tamtych czasów, pogrążona w nostalgii. Chyba się starzeje, ale mam jakieś dziwne przeczucia, że świat, który poznaliśmy, w którym żyliśmy jeszcze do niedawna już nie wróci. Obserwując, czytając, rozmawiając docierają do mnie podobne przemyślenia.

Kiedy sobie o tym pomyśle ogarnia mnie strach i ulga- to dość mocno egoistyczne odczucie, ale czuje ją wracając do tego co już przeżyłam. Było pięknie.

Jakieś 15 kg mniej na wadze. Piękne, gęste włosy. 20 lat, wszystko takie nowe, takie pierwsze, a przede wszystkim beztroskie.

Trochę sobie przez ten czas narzuciłam na garba. Często słyszę, że za bardzo się przejmuje, że przecież jestem jeszcze młoda.

Po co takie ciśnienie, taka presja.

Przeglądam stare zdjęcia na IG, czytam komentarze.

To wszystko było jakieś takie naturalne, niewymuszone, proste.

Nie było ,,wypozowanych” fot, perfekcyjnych białych, sterylnych mieszkań, idealnych kubków z idealną kawą, podsumowując tego do porzygania wyidealizowanego życia. Nie cierpię na insta tych „wyprasowanych na kant” zdjęć, spójnych, 500 zdjęć z tym samym nałożonym, kupionym presetem. Ja wiem, że teraz na tej platformie robi się interesy, ale do jasnej cholery przerabialiśmy już kiedyś telezakupy mango. Przestaliśmy być ludźmi, staliśmy się słupami reklamowymi- nie mówię tutaj o sobie, bo influencerką nie jestem i nigdy nie będę. Mam małe konto na IG, które zatrzymało się na stałej liczbie obserwujących. Przy okazji tych wspominek mam do siebie żal.

Zaprzepaściłam moje pisanie, moje wypociny- zawsze tak będę nazywać to co wychodzi spod mojej ręki. Ale fakty są takie: ktoś chciał to czytać. Zawsze brakowało mi czasu, zapewne chcesz wiedzieć dlaczego? Miałam super życie, nadal mam... brakowało mi czasu, byłam totalnie wylogowana do tego co działo się tak na serio. Zawsze uwielbiałam towarzystwo moich ludzi.

Pamiętasz te szalone popijawki na jeleniogórskim Zabobrzu. Ten stół do ping-ponga? Ucieczkę przed niebieskimi, bo ktoś w końcu po nich zadzwonił. 

W sumie się nie dziwie, osiem lasek + alko = darcie japy 

Byłyśmy głośne, niepoprawnie nieprzyzwoite, pełne życia i młodzieńczej radości. Takie beztroskie, ale nie raz ze złamanym sercem, zalane łzami i zalane w trupa. Siedziałyśmy do późna, pamiętasz jak gadałyśmy w aucie aż zaczęło świtać? Niemożliwe, że tematy do gadki nigdy się nam nie kończyły. Mogłyśmy nawijać bez końca. Sen był jakby niepotrzebny. Dzisiaj pakuje się do łóżka punkt 22:00 - co się z człowiekiem zrobiło. To jednak najprawdziwsza z prawd, że życie niszczy. Nagle budzisz się kilka kroków przed trzydziestką, a dzień bez bólu pleców jest czymś wyjątkowym.

Ej spokojnie koloryzuje tutaj kapeńkę. Jestem jeszcze całkiem na chodzie, ale to już nie to samo co kilka wiosen wstecz.  

Ileż my wychyliłyśmy tych butelek wina klasy mocno średniej? Uwielbiałam pić wino w plenerze, później po jednej górskiej wycieczce zamieniłam ukochany trunek na zieloną butlę z jeleniem- oj teraz jest niestety bezkonkurencyjny (najlepiej smakuje w towarzystwie męża).

Dociera do Ciebie, że to było tak niedawno, a aktualnie żyjemy w jakiejś alternatywnej rzeczywistości gdzie nawet nie mogę zobaczyć twarzy drugiego człowieka, bo pomijając fakt, że maski nosimy od zawsze to teraz nie musimy się zastanawiać kto jaką przyodział... 



W tekście mogą znaleźć się jakieś babole, ale poziom zmęczenia dzisiaj osiągnął apogeum. Dodatkowo wysłużany i zmaltretowany przez moje dziecko laptop ledwo zipie. Dzięki za wyrozumiałość, postaram się poprawić, bo za cholerę nie cierpię bylejakości. 


Dobrej nocy najwierniejsi, najwierniejsze...



Numer z aktualnej playlisty, no genialni są.