13 stycznia 2011

Hallo Warsaw!


Hallo Warsaw!




Witaj Warszawo!
Aż chce się żyć. Mimo tego, że po trzech godzinach siedzenia w autobusie, wciśnięta w ten parszywie niewygodny fotel przestałam czuć nogi, to podróż przebiegła bez zarzutu.
Do teraz czuję ten potworny ból pleców.

Jest Po Piątej.
Miasto wciąż przykrywa łuna gęstych, ciemnych chmur.
Pierwszy raz stolica wzbudziła we mnie pewnego rodzaju lęk. Wrażenia jak zawsze potęguje ten kolos stojący w samym centrum. Tym razem odziany w purpurę, jeszcze piękniejszy niż zwykle.
Leniwie i z lekką niechęcią opuszczam autobus. Powiało chłodem.
Poczułam się nieszczęśliwa, ale czego chcieć więcej kiedy, zegarek bezwzględnie obstaje przy swoim- jest dopiero pięć po szóstej.
Do moich nozdrzy dociera smród podziemia Dworca Centralnego.
Wyciągam drobną szóstkę, zajmuję miejsce przy szybie. Skąd tyle ludzi od samego rana, przecież ledwo świta. Sączę przesłodzone cappuccino. Szumi mi w głowie.
Może to wina podekscytowania, nieświadomości tego co ma czeka, tłoku.

Czas Ruszać Dalej.
Wsiadam do 519, moje zachowanie aż razi po oczach, całą sobą krzyczę
,,Ludzie nie jestem stąd,,- nie mam pojęcia czy aby na pewno znalazłam się w odpowiednim autobusie.
Co ma być to będzie- ostatnio zbyt często ta, jakże złota myśl nawiedza moją głowę.
Miasto zaczyna żyć, właściwie zastanawiam się nad tym czy ono kiedykolwiek znajduję się w stanie tzw. chwilowego zatrzymania?
Mętnym wzrokiem ogarniam to wszystko co dookoła mnie.
Dobrze, że słuchawki chociaż po części odcinają mnie od złowrogich myśli- wyczarowanych za sprawą różdżki, którą tak bezwzględnie włada Pan Stres :)

Wilanów.
Dotarłam do martwego punktu. Niby nowo powstałe osiedle, pełne luksusu, ale mnie ten widok przeraził.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek zdarzy mi się pogardzić prostą formą. Kwadratowe domki, z ogromną ilością szkła, utrzymane w jednolitej, wręcz miałkiej konwencji. Okropieństwo.
Totalny brak życia, do tego wszystkiego swoje pięć gorszy dorzuciła fatalna pogoda.

Sarmacka, Dobiłam Do Celu.
Nie spodziewałam się, że właśnie tak wyglądają Castingi. A mówią, że ludzie z małych miast są ,,prości,, jak dla mnie jest zupełnie na odwrót.
I nagle, w jednej chwili mojej Warszawie zaczęło być tak daleko do ideału. Za bardzo się nią zachłysnęłam.

Casting.
Powiedziałam co wiedziałam, nie robiłam niczego nad wyrost. Nie chciałam udawać.
Jak zwykle wszystko płynęło ze środka. Zaczęłam się zastanawiać czy to dobrze.
Czy naturalność, brak maniery, bezpośredniość idą w parze z tym co dzieje się we współczesnym świecie.
Czy aby na pewno nie jestem za wrażliwa na tego typu przedsięwzięcia? Czy nie nadszarpnę swojego jako takiego wizerunku? Czy się nie zbłaźnię?
Nie chcę godzić w swoje człowieczeństwo.
W mojej głowie zrodził się totalny mętlik, a co do tego jak mi poszło? Jestem z siebie zadowolona.
Nie zrobiłam szoł, nie emanowałam seksapilem, nie śliniłam się do obiektywu.
Nie mam parcia. Nabrałam do tego wszystkiego ogromnego dystansu. Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Wszystko będzie jasne pod koniec tego miesiąca.
Z rozdwojeniem jaźni żegnam się z Wilanowem.
Czas oddać się temu co najlepsze.

Mój Wolny Czas Pochłonęły Złote Tarasy.
Miejsce rażące po oczach blichtrem, szpanem, a zarazem pustką.

Za sprawą paru sklepów skutecznie opróżniłam swój portfel.
Nie mogłam oprzeć się tej malinowej bluzie- parszywe uzależnienie.
Zmęczone Tarasowym szaleństwem szukamy azylu.

Coffee Heaven Gdzieś Na Uboczu.
Średnie Latte plus średnia herbata.
Zza oknem dumny kolos, na szybie strugi deszczu. Rozmawiamy.
Bez mamy ten wyjazd byłby nie do zrealizowania, a tym bardziej do przeżycia. Była dla mnie nieugiętym oparciem.
Pierwszy raz poczułam, że to nie ja jestem dla niej, ale ona jest dla mnie. Długo na to czekałam.
Tuż obok nas członkowie rosyjskiej mafii rozprawiają na temat swojego nikczemnego planu pod kryptonimem ,,Podbić Świat,,
Nie wzruszona kieruję swój wzrok w stronę drzwi. Nie bez powodu, wszystko za sprawą dwóch panów.
Kto to może być?
To niedyskretne, intensywne przyglądanie się sprawiło, że nagle doznałam czegoś na wzór olśnienia.
Pezet i Małolat! To jest to.
Wpadłam w szpony podniecenia i tej niezdrowej ekscytacji.
I nagle jak grom z jasnego nieba, w tym wypadku sympatyczny ,,gromik,, Małolat obdarował mnie ostentacyjnym spojrzeniem, a do tego dorzucił swój uśmiech. Co dziwne szczery, wyzuty z obojętności. Tak jakby wiedział jaką moc ma ten prosty gest.
Piękna sprawa.

Mam Dość Stolicy, Z Ochotą Kieruję Się W Stronę Placu Defilad.
Jak nigdy wcześniej, odzywa się we mnie pragnienie powrotu na moje śmietnisko.

Wiatr za sprawą swojego irytującego świstu przenika w sam środek mojej zmęczonej głowy.
Pakujemy się do środka, już nawet perspektywa spędzenia kilku, bitych godzin w tej kupie metalu nie wzbudza we mnie emocji.
Mama podsuwa mi pod nos co rusz to inny smakołyk.
Nie mam siły na dialog, odpalam coś na ,,R'' tak się składa, że to Pierwszy I Ostatni Raz- Rasmentalism.
Ras zawsze działa na mnie w cudownie, kojący sposób. Wyciszyłam się, zatrzymałam.

Przez Cały Czas Myślałam Właśnie O Tobie.
Przez Cały Czas Miałam Obok Siebie Specjalistkę Od Wsparcia.
Przez Cały Czas Powtarzałam Sobie ,,Zachowaj Dystans,,

Może To Ta Zimowa Aura Sprawiła,Że Stolica Obnażyła Mi Swoje Gorsze Strony.
Mimo Wszystko Nadal Czaruje, Ale W Mniej Wyidealizowany Sposób.



Bless.

3 komentarze:

  1. Pięknie napisane, kurcze napajasz mnie pozytywną energią, kocham twojego photobloga i blogspota również. Pozazdrościć tylko przypadkowego spotkania z Pezetem i Małolatem. Ach, jestem twoją wielką fanką! Milk jesteś super !

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba mama posuwa mi co 'rusz' a nie co róż

    OdpowiedzUsuń
  3. oo tak firma epter idealnie wkomponuje się w zdjęcie pałacu kultury

    OdpowiedzUsuń