14 lutego 2011

WWA Part II.

Doszczętnie Brakuje Mi Weny Do Stworzenia Drugiej Części.
Ciężko mi dobrać słowa na jakiejkolwiek płaszczyźnie. Jestem jakoś dziwnie osowiała, pozbawiona sił witalnych. Może to efekt tej długotrwałej zimy i idącego za tym braku słońca.
Pocieszam Się Myślą, Że Do Wiosny Już Bliżej Jak Dalej.


WWA Part II


Pamiętam jak dziś kiedy po tygodniowym, jeleniogórskim wojażu wypełnionym po brzegi stricte szkolnymi obowiązkami dobiłam do portu zwanego Zgorzelcem.

Rytualnie odpaliłam pudełko, zalogowałam się na to wszystko co posiadam, tym samym natrafiając na anonimowy komentarz informujący mnie o ruszającej pełną parą 3 edycji programu Hot Or Not.
Nie zastanawiając się zbyt długo wklepałam adres odpowiedniej stronki.
,,Wypełnij formularz zgłoszeniowy,,
I w tym przypadku czas mojego namysłu równał się zeru. Zabrałam się za uzupełnianie pustych, formularzowych pół.
Wysłałam.
Nawet przez moment nie pomyślałam, że moje zgłoszenie zostanie rozpatrzone w taki, a nie inny sposób.
Po niespełna dwóch lub trzech tygodniach zadzwonił telefon.
To był wieczór, jak zwykle książki absorbowały mnie w sposób dokumentny.
Rihanna ze swoim ,,What's My Name'' nie dawała za wygraną
Leniwie zwlekłam się z kanapy, równie leniwie podążając w stronę kuchni w której mój telefon nabierał mocy.
-Tak słucham- wypowiedziałam te słowa wyjątkowo od niechcenia.
-Witam tutaj Igor z Michannel czy rozmawiam z Sandrą?
-Tak po drugiej stronie aparatu :)
Nie mogłam w to uwierzyć, zapraszają mnie na casting. Dzwoniło mi uszach, a ręce drżały w iście nerwowy sposób.
Pamiętam tą euforie. Nie ukryję, że byłam tym faktem podniecona. Jeszcze przez kilka dni nie mogłam przetworzyć informacji jaką przekazał mi serdeczny Pan Igor.
O tym jak poszło mi na castingu już wiecie, więc rozwodzenie się w tym temacie pomijam :)
Po moim ,,występie,, czułam się totalnie niepewnie. Byłam święcie przekona o tym jak beznadziejnie mi poszło.
Jednak moje życie zaskoczyło mnie po raz kolejny, a jakby tego było mało znowu miłe.
Wciąż słyszę głos Ani, która informuje mnie o nagraniach programu na których mam się niezwłocznie zjawić i o tym, że mam spore szanse na rozwój w tym jakże rozrywkowym przedsięwzięciu.
Do sprawy podeszłam na trzeźwo, już bez euforii. Spokojnie i z dystansem.
Na Marymonckiej dostawałam szału. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w studio żeby mieć to już za sobą.
Pamiętam to nerwowe przekładanie nogi na nogę.
Jesteśmy na sławetnym Żoliborzu.
Rozgardiasz, Olga wręczająca mi identyfikator uczestnika. Dopiero wtedy zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego co się tu wyprawia :)
Prowadzi mnie do ,,Garderoby Pań,, w środku zebrała się już konkurencja. Byłam zbyt oszołomiona aby dokonać pełnej lustracji dziewczyn.
Opieką otoczyła mnie przeurocza dziewczyna zajmująca się tzw. pudrowaniem noska.
Jedna z lepszych rozmówczyń tamtego dnia.
Konkurentki podeszły do sprawy ,,profesjonalnie,,
W odpowiedni sposób wyeksponowały swoje cielesne atuty, tu sukieneczka tam szpileczka.
Nie to co ja, marynarka i workery. Damn :)
Nie chciałam się przebierać, najważniejsza była dla mnie wygoda i nieprzekombinowanie.
Mijały godziny, a ja byłam coraz bardziej zdenerwowana, chociaż atmosfera za kulisami była przesympatyczna.
Co jakiś czas w korytarzu mijałam się z Kaśką K - znaną i lubianą prezenterką wyżej wymienionej stacji muzycznej VIVA POLSKA.
Swoją aparycją przypominała dwunastolatkę, która tak właściwie nie wiedziała po co i na co znalazła się właśnie w tym konkretnym miejscu.
Była urocza, nawet kiedy chodziła w tą i w tamtą , bezustannie powtarzając stwierdzenie ,,Ale tu piździ,,
Miałyśmy okazję zamienić kilka niezobowiązujących słów i od razu urzekła mnie swoją prostolinijnością i otwartością.
Atmosfera wciąż była spięta do czasu w którym Ania wniosła na obiekt dwie butelki białego, całkiem dobrego wina - owszem degustowałam.
W pamięci utkwił mi ten 25 letni wariat, który bezustannie uskuteczniał ze mną tzw.przytulanki rozluźniające hah :)
,,Jury już jest,, - pokrzykiwał jakiś głos w oddali. Nie ukryję, że sama zaczęłam odczuwać ekscytacje.
Jako pierwszy w oczy, rzecz jasna rzucił mi się Tomasz zwany Jacykowem. Nie sposób go nie zauważyć.
Od kuchni wszystko wygląda zupełnie inaczej. Człowiek oglądając to czym karmi nas szklany ekran ma zupełnie inne wyobrażenia na temat telewizji.
Nie sądziłam, że kręcenie programu to taka męcząca sprawa, pożerająca aż tyle czasu.
To ciągłe czekanie, jeden wielki kocioł, rozgardiasz i tona stresu.
Telewizja rządzi się własnymi prawami.
Nie ma żadnych, konkretnych reguł.
Wychodząc na nasz ,,wybieg,, moja głowa zaczęła przypominać pustostan.
Pierwszy etap poszedł gładko. Nie było źle w kwestii komentarzy jury, ale nie mogli pozostawić mnie bez skazy tak, więc padło kilka ciekawych stwierdzeń o których dowiecie się zapewne podczas emisji programu, która będzie miała miejsce w marcu.
Czego już się boję. Wydaje mi się, że w kamerze wyglądam fatalnie, że jestem mega prześwietlona, że mam fatalny makijaż, że włosy są przeokropne, outfit do bani. Dosłownie wszystko nie tak jak być powinno. Nie miałam nad tym stuprocentowej kontroli stąd moje obawy.
Kiedy nad moją głową zapaliło się gorące światełko kamień spadł mi z serca. Haa jestem Hot :)
Przed drugą częścią programu poziom stresu opadł do minimum.
Było mi wszystko jedno, nie dbałam o szczegóły. Wbiłam się w strój i jazda :)
Co prawda moje ciało na tle konkurentek wypadało dosłownie blado, pewność siebie nie spadała.
Odczucia były miałkie.
Pamiętam swoje zażenowanie jakie towarzyszyło mi podczas oglądania poprzednich edycji programu. Ludzie bardzo często zastygali w bezruchu bądź pletli totalne bzdury.
W moim przypadku jak i w przypadku pozostałych uczestników było niemalże identycznie.
Ledwo człapałam w tych szpilkach, środkiem śliskiego ,,wybiegu,,
Mikrofon totalnie mnie zdominował, a gardło i struny głosowe zacisnęła niezwyciężona siła zwana popularnie tremą. Te światła, centralne ustawienie do jury, oddanie się pod ich odstrzał.
Istny horror.
Plotłam bzdury. Do tej pory nie pamiętam jak brzmiała moja odpowiedź na pytanie dlaczego jestem hot. Może to i lepiej.
Oceny nie były najgorsze, właściwie nawet przewyższyły moje oczekiwania i zamysły w tej kwestii.
Jury było bardzo serdeczne i jakże sympatyczne nawet w swojej uszczypliwości.
Czy jestem z siebie zadowolona?
Raczej tak, aczkolwiek gdybym mogła cofnąć czas rozegrałabym to inaczej.
Ale jak to mówią ,,Polak mądry po szkodzie,, czy jakoś tak :)
Otarłam się o półfinał. Jakie to trzecie miejsce jest niewdzięczne :)
Jedno jest pewne nie żałuję. To było inspirujące doświadczenie z którego wyniosłam kolejną dawkę pokory, odwagi, pewności siebie.
To dla mnie najważniejsze i maksymalnie budujące.
Bo od czegoś trzeba zacząć.

Tak Kończy, A Może Zaczyna Moja Warszawska Przygoda.

5 komentarzy: