23 czerwca 2010

,,Twórczość i działalność Krzysztofa Zanussi, jako dekalog współczesnego człowieka’’

,,Twórczość i działalność Krzysztofa Zanussi, jako dekalog współczesnego człowieka’’

Krzysztof Zanussi- nazwisko, które obijało mi się o uszy niejednokrotnie.

Najczęściej w niedziele, w którą to cała rodzina zbierała się przy stole. W przerwach pomiędzy rosołem, a schabowym przychodził czas na dyskusję prawie takie jak te w 1989 roku przy obradach okrągłego stołu.
Wracając do niedzielnego obiadu. Starsze pokolenie jak zwykle zajęło się dyskusją o polityce i panującej sytuacji w kraju, młodsze zaś rozprawiało na temat wydarzeń kulturowych.
I tak przysłuchując się zajadłej dyskusji dowiedziałam się o polskim reżyserze, scenarzyście i producencie.
Każdy z członków mojej rodziny miał na temat Zanussiego odmienne zdanie. Dla jednych mistrz,dla drugich tzw.,,Zanudzi,, W mojej naturze nie leży powierzchowne ocenianie kogoś lub czegoś tak, więc nie dałam się zmanipulować wujkom, ciociom i kuzynostwu.
Osobiście zabrałam się za poznawanie twórczości Pana Zasnussiego.
Na samym początku jak na prawdziwą wielbicielkę odkrywania,,nowego,,- w tym przypadku,,nowym,, okazał się Pan Krzysztof i jego cały jak to nazwać artystyczny, filmowy czy po prostu twórczy dorobek- nie potrafię wybrać jednego, najlepiej pasującego określenia, każde jest znakomitym odzwierciedleniem pracy Pana Zanussiego.
Pewnego pochmurnego dnia w moje ręce wpadła jego biografia, niesprzyjająca aura pogodowa to najlepszy czas na czytanie. Pierwsze, co rzuciło się w moje oczy była niebotycznie długa lista, nad którą widniał duży, czerwony napis,,Filmografia,,
Ogarnęło mnie zdumienie, zdałam sobie sprawę, że nie bez powodu Panu Krzysztofowi nie można odmówić międzynarodowej sławy i uznania w świecie na płaszczyźnie filmu i teatru, ale co najważniejsze w życiu, a to, dlaczego?
Otóż zagłębiając się w bezdenne morze twórczości reżysera już nie tyko biernie- przysłuchując się rodzinnym dyskusjom, ale czynnie oglądając filmy wywodzące się z zamysłu twórcy, zaczęłam uzależniać się od stworzonych przez Niego obrazów.
Oczywiście to wszystko nie wyglądało tak pięknie od samego początku. Musiało minąć trochę czasu zanim zaczęłam naprawdę rozumieć filmy Zanussiego.
Bowiem zdarzało się tak, że nie jednokrotnie przerywałam oglądanie, ponieważ film był dla mnie niezbyt zrozumiały, co było równoznaczne z tym, że w mgnieniu stawał się dla mnie zwyczajnie niezajmujący. Do chwilowego upadku mojej fascynacji produkcjami Pana Krzysztofa znacznie przyczyniło się tzw. starsze pokolenie. Do dnia dzisiejszego w mojej głowie słyszę słowa, które brzmiały mniej więcej tak:
,,To złożona postać stąd jego filmy są skomplikowane. Tylko prawdziwi wyjadacze od razu odczytują przekaz zawarty w stworzonych przez Niego obrazach i dialogach’’
Nie mogę w pełni nie zgodzić się z tymi słowami, ponieważ jednej kwestii jestem w stu procentach pewna. Twórczość Krzysztofa Zanussiego odbiega znacznie od dzisiejszego, skomercjalizowanego kina. Można by rzec, że w pewnym sensie jest twórcą niszowym, choć wszech obecnie znanym na całym świecie, co brzmi nieco paradoksalnie.
Sęk tkwi w głębokości, jaką odnaleźć możemy w treściach jego autorstwa.
Odbiorca musi wykazać się niebanalną dojrzałością, aby móc przeżyć swoistego rodzaju katharsis. Osiągając wewnętrznie coraz wyższe levele w grze, jaką jest złożony proces dojrzewania, który nadal trwa i trwać będzie, zaczęłam chwytać przekazy płynące z Jego filmów.
Szczerze powiedziawszy nie miałam na tyle motywacji by sięgnąć po filmy najstarsze, a to tylko, dlatego, że były i w dalszym ciągu są bardzo trudno dostępne- w takich chwilach odczuwam straszliwie nieprzyjazne nastawienie. Niestety wszelkiego rodzaju ograniczenia są nieodłączną częścią naszego ziemskiego żywota. Obejrzałam zaledwie kilka z produkcji Pana Krzysztofa, zaledwie, bo jak ma się piętnaście filmów do tej całej, długiej listy widniejącej pod napisem,,filmografia’’. Z obejrzanych przez siebie utworów audiowizualnych, składających się ze scen, które kolejno składają się z jednego lub więcej ujęć, wybrałam tytuły, które najbardziej poruszyły moje serce i umysł.
,,Serce na dłoni,, już sam tytuł brzmi pięknie, tak wdzięcznie. Film już znacznie bardziej współczesny, ale tylko od strony technicznej, bowiem zamysł filmu pozostaje ten sam, niezmienny od lat dla twórcy. Zanussi za sprawą każdego swojego filmu chce w pewien sposób skłonić odbiorcę do refleksji. Przemyślenia te powinny dotyczyć bezpośrednio naszej osoby, jak i otaczającego nas środowiska.
Najnowszy film Zanussiego ukazuje dobro, wartość życiową, która w czasach dziejszego, owczego pędu, wypada z hierarchii tych najważniejszych. Reżyser w sposób mistrzowski daje nam możliwość zetknięcia się z dwoma, zupełnie innymi światami. Na ponad godzinę wtargnęłam do świata biednego, powątpiewającego w sens bycia Stefana. Jego historię przeplatają losy obrzydliwie bogatego właściciela, hipermarketów, którego dogłębnie wyżera materializm. Stefan to osoba cechująca się ogromnym brakiem wiary w siebie. Biznesmen ma klapki na oczach do czasu, w którym jego życie wisi na włosku. Potrzebuje przeszczepu serca do dalszego kontynuowania ziemskiego bycia. Na horyzoncie pojawia się Stefan- samobójca, którego w podły sposób biznesmen chce wykorzystać, a raczej chce przywłaszczyć sobie jego serce, w którym tylko z pozoru panuje pustka. Chłopak zostaje wciągnięty w intrygę. Świat bogactwa i blichtru manipuluje Stefanem. Sprawą zajmuje się Angelo, najbliższy pracownik biznesmena. Ma za zadanie upozorować samobójstwo chłopca, a przy tym zdobyć zgodę na pobranie serca, po jego śmierci. Jednak tak jak w życiu, tak i w produkcji filmowej nad głównym bohaterem czuwa opaczność. W ostateczności to Angelo staje się dawcą, ponieważ ginie w wypadku samochodowym. Stefan za sprawą miłości odzyskuję wiarę w życie, a co dzieje się z naszym bogaczem? Otóż doświadcza on nawrócenia, prosi o pokutę oraz przebaczenie od wszystkich tych, którym w swoim dotychczasowym życiu wyrządził szkodę. Jego przebudzeniem stała się świadomość pożegnania z życiem.
Autor właśnie na ten wątek chce skierować odbiorcę. Z drugiej strony postać Stefana nie pozostaje bierna. W pewien sposób uświadamia nam, że warto żyć nawet wtedy, kiedy wszystko mówi nam, że nie warto. Zanussi jest moim osobistym mistrzem w zderzaniu ze sobą dobra i zła. Jak nikt inny utwierdza mnie w przekonaniu, że dobro to coś wymiarze, stricte metafizycznym. Nie bez powodu w dekalogu zawarte jest hasło,,Będziesz miłować bliźniego swego jak siebie samego,,
Dobro tkwi w nas, nie zawsze od razu jesteśmy je wstanie powołać do bycia.
Czyżby Zanussi inspirował się dekalogiem, a za sprawą swojej inspiracji stworzył punkty wyznaczające odbiorcy jego twórczości drogę, którą powinien kroczyć przez życie.
Jeżeli taki był jego zamysł to na pewno osiągnął swój cel, a co najważniejsze sprawił, że nawet Doda stała się divą operową.
Dopiero w trakcie tworzenia zbioru moich myśli na temat postawiony przez autorów tego jakże wspaniałego konkursu, których bardzo serdecznie pozdrawiam, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę najbardziej emocjonalnie podeszłam do tytułu,,Życie jako śmiertelna choroba przenoszona droga płciową,,
Świętej pamięci Pan Zbigniew Zapasiewicz idealnie wpasował się w postać.
Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli. Ironia i wysublimowany żart w obliczu śmierci, sprawiają, że wydawać by się mogło, iż bohater jest pogodzony ze swoim losem.
Niestety nic bardziej mylnego,
Tomasz Berg nie może pogodzić się z tym, co go spotkało, ma w sobie nieodzowną potrzebę życia.
Przyznam, że z zapartym tchem wpatrywałam się w ekran telewizora, z ukrytą nadzieją, że główny bohater, za sprawą niespodziewanego zwrotu akcji zostanie utrzymany przy życiu, odczuwałam taką cichą nadzieję, bo przecież jako widz mam prawo do dopowiadania sobie pewnych faktów.
Pan Zapasiewicz tak realistycznie podszedł do odgrywanej przez siebie roli, że w pewnym momencie nie byłam wstanie rozgraniczyć fikcji filmowej od realizmu.
Śmierć często zmusza nas do podejmowania desperackich kroków.
Tomasz swoją męską dumę odłożył na półkę za sprawą zaciągnięcia bezzwrotnej pożyczki u swojej byłej żony w celu pokrycia kosztów operacji ratującej mu życie, której w ostateczności się nie podjęto.
Człowiek czujący oddech śmierci na karku diametralnie się zmienia, doznaje pewnego rodzaju olśnienia, doświadcza retrospekcji za sprawą, której w jednej chwili całe życie przelatuje mu przed oczami.
Nasz główny bohater nawraca się, zaczyna doceniać swoje, nie zawsze dobre życie.
Tomasz uważa, że tylko cierpieniem, jakie zaserwowała mu choroba jest w stanie odkupić swoje ziemskie występki.
W głowie najbardziej utkwiła mi scena, kiedy Berg siedzi w jednej z paryskich kawiarni, jego oczy skierowane są w pustą przestrzeń i w jednej chwili napływają do nich łzy, łzy bezradności, z jaką zetknął się w obliczu choroby.
Widzimy jak w jednej chwili ironiczny, pewny siebie mężczyzna, staję się małą jednostką czekającą na śmierć.
Jednostka, która tak silnie pragnęła żyć, nagle opada z sił.
Jego brak walki jest równoznaczny z pogodzeniem się ze śmiercią.
Postać Berga jest dla mnie w pewnym sensie inspirująca, ponieważ do samego końca razi swoim cynizmem, a zarazem klasą, jaką emanuje jednając się z kostuchą.
Śmierć jest jedyną wiadomą w naszym życiu, może gdyby powstawało więcej takich obrazów na wzór tego stworzonego przez Pana Zanussiego, łatwiej było by nam się z nią pogodzić, bo przecież, kiedy pada hasło,,śmierć,, większość z nas ogarnia niepokój i przerażenie.
Nasz koniec to zamknięcie chaosu, jakim jest życie. Nasz koniec to początek, czegoś lepszego.
Myślę, że jesteśmy w stanie szybciej niż Tomasz Berg oswoić się ze zjawiskiem śmierci, po prostu o niej rozmawiając, skreślając ją z listy tematów tabu.
Mogłabym bez końca interpretować na swój własny sposób każdą produkcję Pana Krzysztofa, ale obawiam się, że nie starczyłoby mi na to czasu. Genialnym podsumowaniem dotychczasowej twórczości Pana Zanussiego jest jego ostatni film,,Rewizyta,, niektórzy nazywają go jego przedwczesnym testamentem.
Po raz kolejny reżyser dał nam możliwość,,spotkania,, się z bohaterami takich produkcji jak;
‘’Barwy ochronne’’, ‘’Życie rodzinne’’ oraz ‘’ Constans’’.
Za sprawą tego oto zaskakującego i niecodziennego filmowego konceptu wracamy do filmów z najświetniejszego okresu lat 70.
Dzięki genialnemu reżyserowi możemy znowu spotkać się z mistrzami aktorskiego fachu, jakimi jest chociażby Pani Maja Komorowska czy Pan Daniel Olbrychski, do których z kamerą przychodzi niewinnie uśmiechnięty Stefan- niedoszły samobójca z ostatniego filmu Pana Krzysztofa ‘’Serce na dłoni’’, który u jego dawnych bohaterów poszukuje porad i wsparcia, które pomogą mu w dalszym życiu.
W trakcie oglądania filmu zaczęłam zastanawiać się czy nie jest tak, że postacie są tylko modelami, a w rzeczywistości reżyser prowadzi dialog z samym sobą, przyglądając się swemu dawnemu kinu?
Przecież wszystkie swoje filmy tworzył w czasach burzliwej młodości, która skłaniała go do poszukiwania prawdy, której chciał szukać wraz z widzami. Teraz możemy zauważyć jak na przestrzeni lat Pan Krzysztof zmienił się w rezonera- kogoś, kto doskonale wie jak żyć.
Stefan w trakcie trwania filmowej akcji spotyka szaloną Bellę z ‘’Życia rodzinnego’’,oraz
cynicznego docenta z "Barw ochronnych".
Oczekuje od nich odpowiedzi na pytanie, które nurtuje go najbardziej, a mianowicie: czy warto żyć? Chce wiedzieć, jak można było, mimo beznadziejnych doświadczeń, złego ustroju, rodzinnej degrengolady, wyjść na porządnego człowieka.
I co tak naprawdę znaczy: udane życie. Co się okazuje żadna z postaci którą spotyka na swej drodze, nie straciła z oczu poczucia sensu bycia.
Sens życia udało się zachować konformistycznemu docentowi z "Barw ochronnych" oraz dzieciom, żałosnego, domowego tyrana z "Życia rodzinnego’’.
Jak dla mnie przywołanie dawnych filmów w ‘’Rewizycie’’ jest pewnego rodzaju opowieścią dydaktyczną, która najbardziej zaimponowała mi zawartymi w niej pytaniami oraz poziomem refleksji, której tak mało jest we współczesnym kinie.
W swoich wcześniejszych filmach Pan Krzysztof poddawał próbie swoich bohaterów jak również widzów, jednak takową próbę pozostawiał otwartą.
W,,Rewizycie,, próba zostaje rozstrzygnięta.
Próbą Witka z "Constansu" było działanie przypadku - argument przeciwko istnieniu Opatrzność i łaska to odłamek muru, który ten uczciwy człowiek niechcący utrącił, w ostatnim ujęciu "Constansu" upadając na dziecko. W "Rewizycie" dowiadujemy się, że żadnej tragedii nie było, –co równoznaczne jest z istnieniem łaski.
Dowiadujemy się, że cyniczny docent Szelestowski w stanie wojennym oddał legitymację partyjną. Szalona Bella wyszła za mąż w Paryżu, bogato, ale bądź, co bądź z miłości. W swoim życiu nie raz przegrywała, traciła, ale teraz potwierdza z uśmiechem, że było warto.
Oglądanie Rewizyty było dla mnie jak wysłuchanie kazania reżysera, który przyjął pozycję mentora. Nie wiem czy zrobił tak, dlatego, że przestał wierzyć w widzów myślących, czy może chciał wyjść naprzeciw tym, którzy przyzwyczajeni są do morałów płynących z telewizyjnych telenowel, ale jedno wiem na pewno, dobrze, że Rewizyta powstała.
Po raz kolejny Pan Zanussi przedstawił nam swoją kontrpropozycję wobec współczesnego kina polskiego - miałkiego, znajdującego się w stanie zapaści światopoglądowej oraz możliwości wpływania na świadomość odbiorców i za to dziękuje mu najbardziej.
Nie ma się, co dużo rozwodzić na temat tego, czy faktycznie twórczość Pana Zanussiego można odczytywać jako dekalog współczesnego człowieka.
Moim zdaniem odpowiedź jest jednoznaczna, trzyliterowe TAK.
W swoich filmach Pan Krzysztof za każdym razem przemycał nam coś moralnego, na wzór dydaktycznej przypowieści.
Starał się wywrzeć na nas skłonność do przemyśleń, głębokich, jaki i tych płytszych.
Z autopsji mogę stwierdzić, że udało mu się to w sposób mistrzowski.
Po obejrzeniu zaledwie kilku filmów Pana Zanussiego moje oczy, serce, dusza i umysł otworzyły się na wiele życiowych aspektów, o których w ciągłej bieganinie życia zwyczajnie zapominam, a które są ogromnie ważne.
Film powinien obdarowywać widza doznaniami emocjonalnymi jak i tymi z nieco wyższej półki, tymi ponad fizyką.
Powinien skłaniać nas do refleksji, jeżeli widz jest z grupy widzów tych ambitniejszych to w jego powinności leży sięgnięcie, po filmografię Krzysztofa Zanussiego.
Dla mnie ta wielka postać, jest mentorem, a jego produkcje stanowią punkty mojego życiowego dekalogu.
Tyle :)

1 komentarz: